Takie zawołanie przyświeca kilku społecznościom – grupom internetowym na Facebooku, które nie zgadzają się na to, żeby podstawą wyliczeń opłat za zużyte w mieszkaniach ciepło były wskazania tak zwanych podzielników kosztów ciepła, czyli urządzeń montowanych na grzejnikach.
Skąd wziął się cały problem? Na początku lat dziewięćdziesiątych w biurach zarządów spółdzielni mieszkaniowych pojawili się komiwojażerowie – wysłannicy dużych, międzynarodowych koncernów i nieco mniejszych krajowych przedsiębiorstw – producentów pierwszych, cieczowych, czyli wyparkowych urządzeń, nazywanych podzielnikami kosztów ciepła. Nazywanych podzielnikami, bowiem nie były to mierniki zużycia ciepła w mieszkaniu, ale jedynie „pomiar” pracy grzewczej kaloryferów. I ten „pomiar”, po zastosowaniu dość skomplikowanych przeliczeń, uwzględniających położenie mieszkania w bryle budynku i inne czynniki, służył do wyliczenia opłaty za dostarczane do lokalu ciepło.
Było i jest też drugie dno tak chętnego przyjmowania „nowinek” technicznych przez prezesów i innych członków zarządów spółdzielni i wspólnot mieszkaniowych – uzasadnione podejrzenie „dzielenia się sukcesami” z dostawcami podzielników, firm montujących i rozliczających te urządzenia w każdym mieszkaniu.